Sąsiedzi mieli mnie za czepialską dziwaczkę. Przestali mi ubliżać, gdy uratowałam życie dwóm nastolatkom
Od lat uważali mnie za czepialską sąsiadkę. Każde moje uwagi, nawet te o bezpieczeństwie, traktowali jako zbędne czepialstwo. Czułam się odrzucona, izolowana, ale pewnego dnia wszystko uległo zmianie. Gdy usłyszałam hałas za oknem, nie mogłam uwierzyć, co zobaczyłam…
Nikt nie sądził, że to ja będę tą osobą, która uratuje życie. Dwie nastolatki były w ogromnym niebezpieczeństwie, a to, co zrobiłam, wywróciło całą sytuację do góry nogami. Nikt nie przypuszczał, że sprawy potoczą się w ten sposób…
Niepozorna sąsiadka
Od zawsze byłam na uboczu. Mieszkałam w tym bloku od ponad dwudziestu lat i nie przypominam sobie, by kiedykolwiek ktoś zapukał do moich drzwi z przyjaznym pytaniem. Dla sąsiadów byłam tą starszą kobietą, która „wszystko widzi i słyszy”. Nikt mnie nie lubił, a wszelkie próby nawiązywania kontaktu kończyły się komentarzami, że jestem czepialska. Najgorsze były młode małżeństwa i ich dzieci – hałaśliwe, wiecznie roześmiane i nieprzejmujące się tym, że ich zachowanie wpływa na innych.
Zdarzało się, że zwracałam uwagę na hałas na klatce schodowej, na głośne rozmowy w nocy. Niekiedy nawet zastanawiałam się, czy nie przesadzam, ale kiedy znowu nie mogłam zasnąć przez kogoś krzyczącego o północy, traciłam cierpliwość. Wtedy zaczęły się epitety – „czepialska”, „dziwaczka”, a nawet „stara baba”. Przez te lata zdążyłam przywyknąć do tych obraźliwych komentarzy, ale nigdy nie czułam się dobrze.
Kiedy nikt nie patrzył…
Pewnego wieczoru, jak co dzień, wyglądałam przez okno. Był środek tygodnia, godzina 22:30. Na podwórku zaczęło robić się cicho. Zmrużyłam oczy, spoglądając na grupkę młodzieży, która kręciła się przy starym magazynie obok bloku. Dwoje z nich – dwie nastolatki, najwyraźniej wchodzące do zamkniętego na kłódkę budynku – przyciągnęły moją uwagę. Serce zaczęło mi szybciej bić. Co one robią o tej porze w takim miejscu?
Nie chciałam od razu dzwonić na policję, by nie pogłębiać swojej reputacji „tej czepialskiej”, ale coś mnie niepokoiło. Obserwowałam je jeszcze chwilę, kiedy nagle usłyszałam głuchy huk. Dziewczyny były w środku. Zszokowana, szybko pobiegłam na dół.
Kiedy życie wisi na włosku
Na miejscu zastałam zamknięte drzwi magazynu. Usłyszałam jednak panikujące głosy zza nich. Dziewczyny były uwięzione! Drzwi były zablokowane, a jedna z nich miała problem z oddychaniem. Przez małą szparę w drzwiach widać było, jak próbują się wydostać, ale bez skutku. Panika narastała.
Szybko zadzwoniłam po straż pożarną i pogotowie. Minuty ciągnęły się w nieskończoność, a ja próbowałam utrzymać z nimi kontakt, mówiąc im, że pomoc jest w drodze. Okazało się, że próbując zrobić sobie „przygodę”, nastolatki nieświadomie zamknęły się w starej, zakurzonej piwnicy, gdzie poziom tlenu zaczął niebezpiecznie spadać. Na szczęście strażacy przyjechali w porę. Udało się ich wyciągnąć na czas, zanim doszło do tragedii. Dziewczyny były przerażone, ale bezpieczne.
Prawda wychodzi na jaw
Następnego dnia wszyscy wiedzieli o tym, co się stało. Ku mojemu zaskoczeniu, sąsiedzi, którzy wcześniej mnie unikali, zaczęli się do mnie zwracać z podziękowaniami. Matka jednej z dziewcząt przyszła z ciastem, a inna sąsiadka, która dotąd nazywała mnie dziwaczką, nie potrafiła ukryć wzruszenia. Zaczęli mnie traktować zupełnie inaczej.
Nikt już nie mówił o mnie w negatywnym tonie. Moje uwagi, choć wciąż czasem niechciane, nagle zaczęły być traktowane z szacunkiem. Dla nich byłam już kimś, kto uratował ich dzieci. Może i byłam czepialska, ale gdyby nie to, nie zauważyłabym niebezpieczeństwa, które mogło skończyć się tragedią.