Mąż narzekał, że pracuję, bo sam potrafi zarobić na dom. Gdy odeszłam, błagał o powrót, bo życie singla za dużo kosztuje

Mąż zawsze powtarzał, że moje zarobki to „tylko dodatek”, bo przecież on „sam potrafi utrzymać dom”. Kiedy postanowiłam odejść, życie szybko pokazało mu, że świat bez mnie jest znacznie droższy…

Po rozstaniu okazało się, że jego „oszczędnościowy styl życia” nie wystarcza na długo. Szybko zmienił zdanie i zaczął błagać o mój powrót… Ale czy każdy błąd można naprawić?

„Nie musisz pracować, przecież ja zarobię na wszystko”

Zaczęło się niewinnie. Marek, mój mąż, od początku naszego małżeństwa uważał, że pracuję tylko z kaprysu. „Nie musisz pracować, przecież ja zarobię na wszystko” – powtarzał z uśmiechem, kiedy widział mnie zmęczoną po długim dniu w biurze. Na początku czułam się dumna, że mam tak zaradnego męża, ale z czasem te słowa zaczęły mnie uwierać.

Zarabiałam całkiem nieźle, a nasz dom był owocem wspólnych wysiłków. Mimo to Marek zawsze sprowadzał moje starania do roli „pomocniczki”. Każda moja próba rozmowy kończyła się jego wywodami o tym, że „prawdziwy mężczyzna sam utrzyma rodzinę”.

Pierwsze pęknięcia w idealnym obrazku

Prawda była jednak inna. Marek zarabiał dobrze, ale jego zamiłowanie do drogich gadżetów i nieprzemyślanych inwestycji szybko pochłaniało nasze oszczędności. Często płaciłam za zakupy czy rachunki z własnych pieniędzy, choć nigdy nie usłyszałam „dziękuję”.

Pewnego wieczoru, kiedy wróciłam z pracy, Marek czekał na mnie z grymasem na twarzy. „Musimy porozmawiać” – zaczął. Myślałam, że chodzi o coś ważnego, ale nie spodziewałam się, że usłyszę: „Może rzucisz pracę? Pracuję wystarczająco dużo, a ty zajęłabyś się domem. Nie ma sensu, żebyś się tak męczyła”.

Byłam w szoku. Nie chodziło mu o moje dobro, tylko o to, że jego ego nie pozwalało mu zaakceptować, że zarabiam tyle samo co on.

Moment przełomowy: „Nie potrzebuję cię”

Kilka miesięcy później wszystko pękło. Marek zaczął narzekać na moje „zbyt ambitne podejście” do kariery. Dochodziło do coraz częstszych kłótni, aż w końcu, po jednej z nich, powiedział coś, co zaważyło na wszystkim: „Jak chcesz, to idź! I tak wszystko, co mamy, jest dzięki mnie”.

Te słowa mnie zabolały, ale były jak zimny prysznic. Spakowałam rzeczy i wyprowadziłam się. Marek nie próbował mnie zatrzymać, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że podjęłam dobrą decyzję.

Życie singla kontra rzeczywistość

Minęło kilka tygodni. Marek nie odzywał się, a ja zaczęłam układać swoje życie na nowo. Po raz pierwszy od lat poczułam spokój. Tymczasem mój były mąż szybko zderzył się z rzeczywistością. Wysokie rachunki, kredyt hipoteczny i brak mojej pomocy w domowych obowiązkach sprawiły, że zaczął do mnie pisać.

Najpierw były to krótkie wiadomości typu „Co u ciebie?”, potem zaczęły się prośby o rozmowę. W końcu, po kilku tygodniach ciszy, pojawił się pod moimi drzwiami.

Prawda wychodzi na jaw

„Życie singla to nie bajka” – powiedział zrezygnowanym głosem. „Nie wiedziałem, że wszystko tyle kosztuje… Przecież zawsze ty pilnowałaś rachunków i zakupów. Błagam, wróć”.

Przyznał, że kompletnie nie radzi sobie z finansami. Jego konto świeciło pustkami, a na dodatek stracił szansę na awans, bo był zbyt zajęty martwieniem się o codzienne sprawy.

Nie było mi go żal. Wiedziałam, że te przeprosiny są podszyte strachem, a nie prawdziwym żalem. Powiedziałam mu, że podjęłam decyzję i nie zamierzam wracać. Tym razem to ja kontroluję swoje życie.

A co Wy byście zrobili? Czy w takiej sytuacji dalibyście drugą szansę? A może to Marek zasłużył na nauczkę? Dajcie znać w komentarzach na Facebooku!